Czarne jak późno-jesienna noc włosy. Tak ją zapamiętałem. Nie mogło być inaczej. Nie musieliśmy się umawiać, bo wiedziałem, że tam będzie. Tłum ludzi. Patrzą się i myślą, że wiedzą, kim jestem. Zabawne, bo w takie dni jak tamten sam mam z tym kłopot. Do niektórych nawet puszczę uśmiech, nie chcę wyjść na buraka. Czasami czuję się jak szydercza hiena w połączeniu z eleganckim łabędziem i przebiegłym kameleonem. Śmieję się w środku i gniję od padliny myśli, którymi sam się karmię. Bywam dostojny, z długą szyją – ale jak podejdziesz za blisko, to syknę albo sprzedam liścia skrzydłem. I potrafię wtopić się w prawie każde otoczenie, nawet z dziwnymi oczami.
Szukam jej wzrokiem i nie mogę znaleźć.
Podchodzi nieznajoma i kładzie przyjemną dłoń na mojej klacie. Cóż, szkoda zachodu. Nie czuję potrzeby robienia bezsensownego wywodu. Wpatrzona jak w „nordycki letni wieczór”, lecz tym razem nie ma widoku na nic romantycznego.
– Jestem Daria, czekasz tu? – Jej wzrok odmawiał posłuszeństwa.
Tak jakby kolor włosów nie był wystarczającym odstraszaczem. Nie pociągają mnie blondynki.
– Czekam, jestem i błądzę. Sucho mi w ustach i pusto w umyśle. Nie patrz się tak, odpuść. Radzę ci to, żebyś mogła szybciej pogodzić się z porażką. Nic personalnego. Po prostu szukam tu jednej pięknej nimfy, która mnie dziś rozczaruje – nawet nie wiedziałem, czy mnie słyszy.
– Nic nie słyszę. Nie chcesz iść odłożyć tej kurtki? Strasznie tu gorąco – wybełkotała. Tyle mi wystarczyło.
Chwilę potem zauważyła mnie, a ja – ją. Poczułem się tryumfalnie, jednak moment później miało się to zmienić. Była z kimś, a ja sam. Stolik był przyjemny do opierania się, ale mi nie przystoi. Ktoś inny go swoją osobą lepiej przystroi. Odszedłem. Poczułem wstręt i porażkę, po którą podświadomie tam jechałem. Piękna z zewnątrz. Nie widzieliście takiej, zaręczam. Kiedy nasze spojrzenia się pożegnały, czułem niedosyt.
110299r
Może to właśnie moja największa wada? Albo zaleta. Sam nie wiem. Nie potrafię rozróżnić par oczu, które mogą potencjalnie wołać o ratunek, bądź kusić, by następnie stłamsić obojętnością. Zbyt często dostrzegam potencjał.
– Jesteś, w końcu! – Wydawała się słodko zniecierpliwiona i być może nawet stęskniona. Jeszcze przed sekundą udawała, że mnie nie zna, gdy była w towarzystwie, a teraz wita się, jakbyśmy nie widzieli się od czterdziestu lat. Czy powinienem dawać się traktować jak szmatę do poniewierania?
– Tak, przepraszam. Zastanawiałem się przed wejściem, czy moja obecność cokolwiek zmieni. Pick me. Zadarła nos w górę i wbiła we mnie wzrok. Poczułem, że nie mogę z nią tak prowadzić rozmowy. Było to nad wymiar intrygujące. Światła lekko gładziły jej czarną sukienkę, która i bez tego przyciągała spojrzenia. Na pewno moje.
Złapała mnie za rękę i prowadziła przez klub. Miałem wrażenie, że chodzimy wkoło. Myśl, że robi to specjalnie tylko po to, by pokazać wszystkim, że tę noc spędzamy razem, wprawiała mnie w dobry nastrój. Stanęliśmy na środku palarni, otoczeni elegancko ubranymi nieznajomymi w różnym wieku.
Nie wiem, czy to jaśniejsze światło, jej obecność, czy czwarty kieliszek szampana, ale widziałem wyraźniej.
110299r
– Jest tu ktoś jeszcze, na kogo czekasz? – Spytała, ostrożnie opierając się o grzybka grzewczego.
– Nie, przyszedłem tu, bo ufam swojej intuicji.
– Co podpowiada twoja intuicja?
– Że to właśnie tu powinienem dzisiaj być. Może stać się coś fenomenalnego, ale może to znów błędny sygnał.
– Błędny? Jak często czujesz, że sam się oszukujesz? – Spytała bez żadnych skrupułów.
– Przyznaję, trafne pytanie. Sam nie wiem. Wciąż zastanawiam się nad odpowiedzią.
– Mam ich mnóstwo – złapała słomkę w pełne usta i uśmiechnęła się tak, jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Jej niewinność, a zarazem zalotność i doświadczenie w prowadzeniu dialogów – onieśmielały mnie.
Zauważyła, jak mocno zaintrygowane moją obecnością były kobiety obok (na co ja z oczywistych względów nie zwracałem uwagi). Była całkowicie poświęcona mojemu towarzystwu. Nadal wyglądała na pewną siebie, ale dało się zauważyć, że coś nie grało.
– Jesteś tu. Widzę cię i nie mam potrzeby wymieniać spojrzeń z kimkolwiek innym – poczułem, że muszę być bezpośredni.
Dziś, teraz, do odwołania – jestem twój i masz moją uwagę – dodałem.
– Czy mam twoją? – Zapytałem po chwili, mając przygotowanych jedenaście różnych odpowiedzi w głowie. Tej jednej akurat nie.
Zewnętrzną stroną dłoni przejechała po moim prawym policzku. Poczułem ciepło aksamitnej skóry zmieszany z chłodem biżuterii. Jej wzrok chwilowo rozpłynął się, a ja wraz z nim.
Zrozumieliśmy się. Bez słów, tak jak lubię.
– Czujesz? – Spytałem szeptem, nachylając się lekko.
– Hm? Powiedz, co?
– Nieskończoność, wieczność. Właśnie to starajmy się zapamiętywać.
– Tak, teraz czuję. Chodźmy potańczyć, bo za chwilę zwariuję.
110299r